Wszystkie zamieszczane zdjęcia i teksty są mojego autorstwa i
podlegają ustawie o ochronie prawa autorskiego (Dz.U. 2006 nr 90 poz. 631).
Zabrania się kopiowania, wykorzystywania i rozpowszechniania bez mojej zgody

wtorek, 30 kwietnia 2013

Roller coaster

Księżyc, który przed związkiem z moim mężem był dla mnie obiektem sympatii, świeci ostatnio mocniej i przyciąga do lasu wszystkich zwolenników polowania przy jego blasku. Mój mąż- zwolennik polowania przy każdym blasku- kolejną noc (wieczór) spędza wraz ze swoją "grupą wsparcia" (ja ich tak nazywam) w lesie. Co to oznacza dla mnie?

Wracam do domu po 16.00, dostaję na ręce małe dziecko, pomiędzy praniem, ogarnięciem domu i zabawą ze starszą córką staram się coś zjeść i szukam sposobu żeby naciągnąć jakoś dobę, aby starczyło czasu na wszystko. Potem jeszcze tylko wieczorna toaleta, kaszka, kolacja, usypianie   i padam z nimi. Wstaję około 24.00, bo butla na noc nie zrobiona, ciuchy do przedszkola nie naszykowane i cholerne pranie z pralki samo nie wyszło. Nie wspominam już o tym, że zasnęłam "jak stałam", a o 5.30 budzik bezlitośnie będzie się darł, że czas wstawać do pracy, no i mój szkrab ze cztery razy zmusi mnie do wychylenia tyłka poza obszar ciepłej kołdry. 

Mój mąż, też ma męczące życie. Przyjedzie z lasu (nigdy nie wiem kiedy) powiedzmy, że o 2.00-3.00. Położy się na dole w salonie, bo płacz dziecka w nocy mu nie służy. Kiedy o 6.00 rano poproszę go żeby poszedł do sypialni, bo mała płacze, a ja potrzebuję szykować się do pracy, to usłyszę: "Czemu Ona płacze? Daj spokój- ja zaraz wstaję do pracy!" Kiedy się otrząśnie idzie do niej z miną niewesołą i nie docenia tego, że spał całe 4 godziny, bez pobudek. Ja nie miałam takiego luksusu od 14 miesięcy. Może poza Naszym tygodniowym urlopem w Egipcie, z którego wróciliśmy w zeszły wtorek. Pojechaliśmy we dwoje bez dzieci. Polecam wszystkim. RESET TOTALNY. Jedyne zmartwienie- zdążyć do 10.00 na śniadanie. Innych zmartwień brak, bo brak lasu. Chociaż w okolicach 7 dnia, sms-y od kolegów o treści, co i gdzie w lesie piszczy zakłócały nieco egipską sielankę.

Od powrotu z urlopu minął tydzień i znowu zaczął się roller coaster. Dni lecą tak szybko, że ich nie ogarniam. Ze względu na pracę mam w głowie datę, ale nie wiem czy to środa, czy już piątek. A tu nowe wyzwania przed nami, nowy sezon polowań, nowe zbiorówki i nowi dewizowcy.
Maj, to piękny miesiąc, który wydarzeniami z kalendarza myśliwskiego reorganizuje nasze życie całkowicie. Przyniesione w niedzielę zaproszenie na komunię przeszło wstępną weryfikację i stwierdzono brak polowań dewizowych w tym czasie, co potwierdziło obecność męża na uroczystości. Zaraz po wręczeniu zaproszenia zapytali o to zapraszający, którzy orientują się w temacie, ponieważ na paru imprezach w listopadzie w  poprzednich latach musiałam zawitać sama, gdyż mój mąż ze względu na pracę był na polowaniu.
 
Gdyby udało mi się naciągnąć dobę zaczęłabym uprawiać jogę, podobno wycisza i pomaga zapanować nad złymi emocjami. Jak na razie uprawiam bieg po domu przez przeszkody, sprint do pracy na czas oraz gimnastykę na granicy z akrobacją, kiedy mój maluch zapragnie tulić się w nocy do mamy. 
 
Muszę jednak przyznać, że daję radę, bo ŻONY MYŚLIWYCH ZAWSZE DAJĄ RADĘ!!!
Takie to twarde sztuki z nas:)