Dzisiaj jest sobota- każdy o tym wie,
więc ja jak to zwykle w domu sama tkwie.
Mój Kochany znowu pojechał do lasu,
polować na zwierza, dla mnie nie ma czasu.
Kolejny już tydzień w lesie "se" szaleje,
polując na dziki- przemierzając knieje.
Widocznie to bardziej chłopaka rajcuje,
niż jego dziewczyna co mu czasem truje.
W lesie gdzieś pochodzi, pogra i pośpiewa,
postrzela do zwierza, poogląda drzewa.
Czasem też chłopaczek i dzika napotka,
dzik dla myśliwego, to zdobycz jest słodka.
Poluje na niego, męczy się i stęka.
I tak to zazwyczaj daremna udręka,
bo dzik w krzakach zniknie zaszyje sie w knieje,
a z mego Lubego pół lasu się śmieje.
Kiedy lisa widzi, to strzela od razu,
lecz w swym całym życiu nie trafił ni razu.
A gdy Pan jelonek na horyzont staje,
ciśnienie podnosi i nadzieje daje.
Lecz uroczy uśmiech bardzo szybko znika,
kiedy Pan jelonek po strzale wciąż bryka.
Lecz mego mężulka klęski nie zrażają,
wręcz całkiem odwrotny wpływ na niego mają.
I tak co tygodnia biedak w bór uderza.
Śmieszy swych kolegów, no i straszy zwierza.
Ja zaś mam nadzieję minie ta udręka,
bo mnie już ze zlości swędzi prawa ręka.
Życzę by nie zaczął soboty od nowa,
bo ja gwarantuję- spadnie czyjas głowa.
(Wiersz napisany kika ładnych lat temu)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz