Wielka muszla prosto z Bałtyku, róg bawoli pięknie oprawiony w MAKAMIE i na koniec rura od odkurzacza. Wszystko odkurzone i gotowe do użytku. Jeszcze nie teraz, ale już niedługo „zaczną ryczeć”- jelenie i myśliwi. Mnie osobiście ten dźwięk nie przypada zbytnio do gustu, ale (w ramach próby i żartu) słucham go ostatnio w domu od mojego męża, starszej córki i małego bąbla. Lenka wskazując medalion jelenia robi „ŁUUUUAA”. Więc jakby nie patrzeć w domu Żony Myśliwego- rykowisko uważam za rozpoczęte.
Teraz zapewne, to faza tak zwanego wypatrywania i „obczajania”, co i gdzie, żeby było warto, bo przecież warto albo mocnego, albo myłkusa. Trzeba go tylko znaleźć. Niejednokrotnie słucham opowieści mojego męża, że już widział, że był mocny, korona imponująca, głowę nosił nisko, więc stary, ale jeszcze nie teraz, jak ten ma być jego, to Hubert jeszcze mu podarzy. A może inny- mocniejszy?! I tak biedak jeździć będzie aż do skutku. Siedzieć dniami i nocami i wypatrywać, a TY KOBIETO radź sobie sama.
Od 1 września rusza „akcja szkoła”. Mamy pierwszoklasistkę, więc przeżywamy okrutnie. Ja praktycznie, mąż na swój sposób. Od poniedziałku latam za książkami, przyborami, tenisówkami itp. Na szczęście w tej chwili wszystkiego w sklepach pełno i niemal za jednym razem można nabyć wszystko, co potrzebne. Książki więc pachną już nowością w pokoju, plecak stoi na honorowym miejscu, a piórnik przechodzi test zamka, bo ciągle go otwiera i zamyka, sprawdzając co jest w środku. Piękne to takie wszystko, połyskujące i kolorowe.
Oliwka od poniedziałku zacznie swój test samodzielności. Rozpoczyna jeżdżenie busem do szkoły. Ja jak o tym myślę, to czuję trochę niepokój. Nie obawiam się, że sobie nie poradzi, bo jest dosyć samodzielna, ale nie wiem czy zorganizujemy, to wszystko dobrze. Kiedy chodziła do przedszkola wszystko było dograne od A do Z. Teraz od nowa: ten bus, odbieranie i dostarczanie jej na przystanek, nie wiem co ze stołówką, świetlicą i obawiam się o harmonogram mojego męża. Czy Myśliwy będzie dyspozycyjny, żeby przyłączyć się do rodzinnego grafiku? Sezon w pełni i dewizowcy za pasem! Nie mam nawet okazji z nim o tym porozmawiać, bo ostatnio jak zwalniam nianię, to go nie ma, a jak wstaję, to już wita świt gdzieś na ambonieJ Boże daj cierpliwości! (Modlitwa żony myśliwego).
Ale co tam przecież, jak wyczytałam ostatnio w kawale:
-Kochanie, chciałbym jechać z kolegami na weekend na polowanko...
- A jedź, jedź! Czy ja cię za rogi trzymam?
- A jedź, jedź! Czy ja cię za rogi trzymam?
Tak samo i ja nie zamierzam męża powstrzymywać, bo między nami: I tak wiem, że niczego nie wskóram, poza tym liczę, że mu Hubert dość szybko podarzy i skończy się „MISJA”.
I jeszcze na koniec rysunek jelenia na rykowisku:
Pozdrawiam serdecznie i cierpliwości życzę w tym trudnym dla Nas czasieJ
PS. Jeszcze słówko o wczasach. Byliśmy w Darłówku- pogoda w kratkę-towarzystwo świetne. Integracja przez dzieci z Kukułkami i Ewą przebiegła ekspresowo. Warto też wspomnieć o poznaniu polskiej wersji Pani Bukiet.
Ja wypoczęłam. Mój mąż w siódmym dniu pobytu wydzwaniał do wszystkich i orientował się ”co w lesie piszczy”, poza tym na bieżąco dostawał zdjęcia pozyskanych kozłów, żeby z tematu nie wypaść.
Kompani podróży- jeśli tu zaglądacie- buziaki dla Was od Żony MyśliwegoJ